Spis treści
Jednym z elementów budowania pozycji witryny w internecie jest tzw. link building, czyli pozyskiwanie odnośników (linków) prowadzących do naszej witryny ze stron zewnętrznych. Nasza agencja takie działania prowadzi między innymi poprzez publikowanie tak zwanych artykułów sponsorowanych, do czego wykorzystujemy własną bazę kilku tysięcy wydawców.
Artykuły mogą być przygotowane przez nasz zespół copywriterów lub przekazane przez klientów do publikacji. W tym drugim przypadku dość często zdarza się, że artykuły zawierają istotny błąd, niezgodny z wytycznymi Google.
W tym artykule postaramy się zamieścić wskazówki jak przed tym błędem się ustrzec.
Czego Google nie lubi?
Jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu jedną z popularnych metod pozycjonowania było produkowanie („pisanie” nie do końca byłoby tu adekwatnym słowem) dużych ilości tekstów, których zadaniem było głównie przemycenie określonych fraz kluczowych i linków do strony (tzw “precle” publikowane na niskiej jakości stronach zwanymi presell pages). Owocowało to tworzeniem treści bezużytecznych dla czytelników, ale za to bardzo skutecznie podnoszących widoczność witryny w wynikach wyszukiwania. Skala działania była na tyle duża, że Google w kolejnych aktualizacjach powiedziało – dość.
Nastąpiła zmiana wartościowania treści, po której ta bezużyteczna dla odbiorców stała się niemile widziana przez Google. Obecnie obowiązująca zasada, zwana popularnie „content is the king”, jasno określa, że treść powinna być wartościowa. I tego jest już świadom chyba każdy. Niestety, z „dawnych czasów” ostało się przekonanie, że im więcej razy w tekście powtórzymy dany link, tym staje się on „ważniejszy”. Otóż nie, nie staje się.
Na czym polega reguła First Link Counts?
Zwrot First Link Counts oznacza „Liczy się pierwszy link”. Jest to traktowane nie tyle jako sztywne zalecenie, ale raczej jako dość mocna sugestia i reguła, której lepiej się trzymać. Jest ona również dość wiekowa – jak na szybkość zmian w marketingu internetowym – pochodzi bowiem z 2014 roku.
Matt Cutts, w obecnym czasie pełniący w Google funkcję szefa Zespołu ds. spamu internetowego, powiedział wtedy, że boty Google znajdując na stronie ten sam adres URL umieszczony kilka razy, potraktują go tak, jakby wystąpił tylko jeden raz.
Dodatkowo jeśli adres powiązany jest z różnymi anchorami (słowami kluczowymi), to pod uwagę zostanie wzięty tylko ten pierwszy.
W przypadku linkowania wewnętrznego, czyli np. opisów kategorii albo oferty firmy na witrynie, reguła ta bywa łamana. Jest to dość naturalne i wynika z samej konstrukcji strony. Przykładowo linkujemy w treści wpisu na blogu ofertę, która i tak jest widoczna w menu czy odsyłamy do podstron ze stopki, jak np. Kontakt. Analogicznie tworząc opis kategorii w sklepie internetowym umieścimy w nim odnośnik do kategorii menu wyższej/niższej/równoległej. Takie powtórzenie linku, w granicach rozsądku, nie jest wielkim problemem. Co innego jednak, gdy artykuł zamieszczany jest w serwisie zewnętrznym, czyli np. u wydawcy internetowego.
Artykuły sponsorowane a First Link Counts
Dlaczego tak ważne jest, by nie powtarzać tych samych linków w ramach jednego artykułu w serwisie zewnętrznym?
W tym momencie musimy wprowadzić pojęcie Link Juice, czyli sposobu przekazywania mocy witryny na której został zamieszczony link, do naszego serwisu.
W uproszczeniu i skrócie polega to na tym, że każda witryna internetowa i każda podstrona ma pewną wartość (może być zerowa), którą przekazuje linkom znajdującym się na niej.
Jak ustalić moc linków i od czego ona zależy, to w tym momencie nieistotne. Skupmy się na fakcie, że Strona A, na której będzie publikowany artykuł, może przekazać MOC, którą określiliśmy na 100.
Dajmy na to, że w przekazanym do serwisu artykule znajdują się trzy linki, każdy więc może otrzymać 33,3% MOCY. I w prawidłowo napisanym artykule, gdzie użyto trzech RÓŻNYCH linków faktycznie tak może się stać.
Co będzie, gdy TEN SAM link powtórzymy trzy razy? W dość nieprzyjemny sposób wkroczy reguła FLC, w myśl której liczy się przecież tylko jeden, pierwszy link. Dlaczego nieprzyjemny?
Bo MOC jaką przydziela witryna zostaje bez zmian. Nadal wynosi ona 100, z czego na pierwszy link przypadło 33,3 a na drugi i trzeci… nic. Liczba odnośników została uwzględniona przez roboty Google, ale z uwagi na ich powtarzanie MOC płynie tylko do pierwszego z nich.
Tym samym stronie docelowej została przekazana tylko 1/3 tego, co faktycznie mógł otrzymać za te same pieniądze… Niezastosowanie się do FLC w prosty sposób prowadzi więc do zmniejszenia skuteczności działań pozycjonujących, a to przecież odwrotność tego, co chcemy osiągnąć, decydując się na publikację artykułów sponsorowanych.
Pozyskiwanie linków zewnętrznych jest skuteczne w procesie pozycjonowania, chociaż zwykle nie należy do najtańszych. Warto więc robić to tak, by uzyskać możliwie najlepsze rezultaty. Trzymać się zasad i zaleceń przekazywanych przez Google i wynikających z testów pozycjonerów. Reguła First Link Counts jest jedną z nich, a przy tym banalnie prostą do wdrożenia.